Obserwatorzy

sobota, 30 kwietnia 2011

Zabawa w 6 rzeczy ...

Zabawa w 6 rzeczy , których o mnie nie wiecie.Wczoraj zostałam zaproszona przez Gosię ("Czarnego Kota")
do tej zabawy. Powiem Gosiu kochana, że nie było to łatwe zadanie. Tak jak napisałam na Twoim blogu jestem jak otwarta księga i wydaje mi się, że wszyscy o mnie wszystko wiedzą. Ale przespałam się z tematem i skoro świt zasiadłam do robienia odręcznych zapisków. Zacisze jeszcze spało i nie mogłam dobrać się do komputera. Teraz więc przenoszę w cyberprzestrzeń to, co wcześniej zapisałam "gęsim piórem  na papierze.
Moja szóstka:

  • Chciałabym mieszkać na wsi, ale położonej blisko morza. Tak bym mogła sobie robić poranne i wieczorne spacery po plaży i słuchać szumu wody aż do znudzenia.  A jakby jeszcze ktoś przeniósł w pobliże morza moje ukochane Góry Świętokrzyskie to byłabym w siódmym niebie. 
  • Bardzo lubię mój zawód, ale jeśli miałabym możliwość powtórnego wyboru, to zostałabym przyrodnikiem - badaczem. Praca w terenie dziś wydaje mi się najbardziej fascynująca i odpowiednia dla mnie, całkiem nie odpornej na stres i napięcie duszyczki.
  • Marzy mi się wielka podróż i dlatego zbieram fundusze aby choć raz pojechać gdzieś baaardzo daleko. Kierunek jeszcze nie ustalony choć kilka wersji rozważam.
  • Nie lubię wypoczynku w hotelowych kurortach, na które skazuje mnie reszta rodziny. Bezczynność i tłumy ludzi mnie męczą. 
  • Kocham stare filmy czarno białe i te polskie i zagraniczne.
  • Moim niedościgłym wzorem kobiety i człowieka jest Audrey Hepburn, którą podziwiam za urodę, szyk, talent i dobro jakie niosła biednym dzieciom.
Do zabawy zapraszam dwie dziewczyny z Krakowa :
U mnie po nocnym deszczu, już ładnie świeci słoneczko, mam więc nadzieję na udany dzień ogrodniczego szaleństwa. Pozdrawiam wszystkich majowo. Udanego odpoczynku. 

piątek, 29 kwietnia 2011

O wielkiej kociej miłości

Czego potrzeba kotu

Kotu potrzeba niewiele:
Pogłaskać go tylko w niedzielę,
w poniedziałek, wtorek  i  w środę
leciutko podrapać go w brodę,
w czwartek, w piątek i w sobotę
pobawić się trochę z kotem
i w niedzielę – znów niewiele.

A jeśli ci się uda
pokochać go troszeczkę
i tym co mu smakuje
napełnisz mu miseczkę

i mocno postanowisz
nie oddać go nikomu
i zgodzisz się by czasem
porządził trochę w domu,

to zauważysz potem
(to zresztą przyjdzie z wiekiem),
że będąc bliżej z kotem,
jesteś bardziej człowiekiem.

Franciszek Jan Klimek

Pewnego  kwietniowego dnia urodził mi się syn, a wraz z nim na świat zawitała wielka „kocia miłość”. To niesamowite, że właśnie mnie się to przydarzyło.  Nigdy nie przepadłam  za  kotami.  W młodości byłam wielką psiarą,  ale kiedy zamieszkałam w  mieście na zwierzęta w domu zabrakło  miejsca i czasu do momentu, kiedy wszystko się zmieniło za przyczyną małego chłopca. W  wieku dwóch lat Janek zaczął wyraźnie mówić i wtedy okazało się, że najczęściej  używanym przez niego wyrazem jest rzeczownik kot we wszystkich odmianach. Po pewnym czasie do rzeczownika dołączył czasownik i wówczas wszyscy domownicy praktycznie na okrągło słyszeli wypowiadane przez Jana zadnie – Ja chcę kota! Tak to wszystko się zaczęło.
A po kilku latach Janek przeszedł do działania :
 Pierwsza rzecz – przekonać tatę, że zwierzak w domu może znaleźć swoje miejsce i  że nie przewróci naszego życia do góry nogami (ha, ha akurat). Ale udało się i tata wraził zgodę pod kilkoma warunkami. Druga sprawa zrobić testy alergiczne. Po wyniki Janek szedł z bijącym sercem. Kiedy pan doktor powiedział –„Janku możesz mieć kota.”- nastąpił wybuch niesamowitej radości. Po trzecie należało się zdecydować gdzie zakupimy nasze szczęście. Ta decyzja zajęła najwięcej czasu. Chodziliśmy na wystawy, zbieraliśmy wizytówki hodowli, odwiedzaliśmy strony internetowe. A jak się skończyło? Pewnego dnia trafiliśmy do schroniska dla zwierząt na „Paluchu” i zapadła decyzja, że weźmiemy bezdomnego kotka. Tak trafił do naszego domu Rudi.  Pierwsze dni - przerażenie, kot drapie nas, ucieka, kryje się w szafie  albo w tapczanie. Pierwsza wizyta u weterynarza - sierść Rudiego fruwa pod sufitem. Pierwsza wizyta w Zaciszu – spacery Rudiego na wolności i strach, że może się gdzieś zgubić. Kotek tym czasem najdalej wyszedł do furtki. Dziś po prawie czterech latach nie wyobrażamy sobie życia bez naszego rudego szczęścia. Myślę, że to najważniejszy członek rodziny. Lubi się pieścić, ale wyznacza granice. A w naszym domu pojawiło się w między czasie chyba 50 innych kotów, które należą do kociej kolekcji Janka. 
A oto nasz główny  bohater i jego koledzy z Jasiowej kolekcji.










Nasz Rudy  piękniś zawładnął sercami wszystkich domowników.












I tak to się czasem w życiu plecie, kiedyś co najmniej nie przepadałam za "mruczusiami' a dziś zarażona Jaśkową miłością przytulam każdego bezdomnego kota, który zabłąka się do naszego Zacisza.
 Pozdrawiam Was już majowo, życząc słoneczka, ciepła i udanego wypoczynku.  

środa, 27 kwietnia 2011

Zakochani są wśród nas...

Dziś wpis Janka na moim blogu.
Wiosna to podobno pora zakochanych.  Jan Brzechwa (mój imiennik) napisał wiersz o tym jak ślimak pokłócił się ze swoją żoną. Tekst wierszyka dla przypomnienia.

Ślimak
"Mój ślimaku, pokaż rożki,
Dam ci sera na pierożki."
Ale ślimak się opiera:
"Nie chcę sera, nie jem sera!"
"Pokaż rożki, mój ślimaku,
Dam ci za to garstkę maku."
Ślimak chowa się w skorupie.
"Głupie żarty, bardzo głupie."
"Pokaż rożki, mój kochany,
Dam ci za to łyk śmietany."
Ślimak gniewa się i złości:
"Powiedziałem chyba dość ci!"
Ale żona, jak to żona,
Nic jej nigdy nie przekona,
Dalej męczy: "Pokaż rożki,
Dam ci za to krawat w groszki."
Ślimak całkiem już znudzony
Rzecze: "Dość mam takiej żony,
Życie z tobą się ślimaczy,
Muszę zacząć żyć inaczej!"
I nie mówiąc nic nikomu,
Po kryjomu wyszedł z domu.
Lecz wyjść z domu dla ślimaka
To jest rzecz nie byle jaka.
Ślimak pełznie środkiem parku,
A dom wisi mu na karku,
A z okienka patrzy żona
I wciąż woła niestrudzona:
"Pokaż rożki, pokaż rożki,
Dam ci wełny na pończoszki!"
Ślimak jęknął i oniemiał,
Tupnął nogą, której nie miał,
Po czym schował się w skorupie
I do dziś ze złości tupie.
 

Ale chyba długo się nie gniewali, bo mnie udało się sfotografować zakochaną parę ślimaków. Oto one . 

wtorek, 26 kwietnia 2011

Rowerowe Camel Trophy

...
Przyjdę w bór  świętokrzyski, w sosen ciemną zieleń,
w mej dziecięcej fantazji chram zaczarowany -
który ongiś  przebiegał rączo święty jeleń –

Gdzie echem grały śpiewnym łowieckie fanfary - - -
dziś jeno dziwy gada poszum drzew rozchwiany,
szumi bór pieśń odwieczną - mroczny bór prastary . ..

fragment wiersza pt.”Bór”
Autor: Jan Gajzler –  poeta urodzony w Suchedniowie
moim rodzinnym mieście



O wycieczce rowerowej do mojego ukochanego lasu marzyłam od pierwszych dni wiosny. Wczoraj nareszcie  udało się zrealizować to pragnienie. Cała rodzina w komplecie stawiła się, mimo nienajlepszej pogody, przed drzwiami garażu  gotowa do rowerowej wyprawy.  Początkowo w planie był krótki wypad na leśny rekonesans, ale jak to u nas często bywa wyszła z tego kilkugodzinna wycieczka. Na nasze szczęście pogoda poprawiła się. Wyszło słoneczko i zrobiło się cieplutko. Czas wyprawy wydłużał się ponieważ odbywały się  sesje zdjęciowe. Ja „szalałam” ze swoim aparatem utrwalając okazy przyrodnicze. Michał szukał ciekawych miejsc i obiektów dlatego trochę  czasu spędziliśmy na terenie  położonej w lesie kopalni. Dzięki temu powstał mini fotoreportaż z naszej wyprawy. Zapraszam do obejrzenia.

Po nocnej ulewie na świerkowych igłach zawisły "deszczowe łzy".

Las budzi się do życia po zimowym śnie.

Piękna jest taka świeża wiosenna zieleń.
  
Fragment leśnego dywanu utkanego z zawilców.


Nazwy tych kwiatuszków niestety nie znam.    

Stary, olbrzymi modrzew - pomnik przyrody- góruje nad laserm.

W starych obumarłych drzewach tak naprawde tętni leśne życie.


Nasza wyprawa przypominała czasem Camel Trophy.





Najgorzej miał Janek, trzeba mu koniecznie zmienić rower na większy.


 W naszym lesie są partyzanckie groby. Tu przy powstającej trasie szybkiego ruchu
S-7, mogiła Nieznanego Żołnierza.


Powrót do cywilizacji.

Dziś trzeba wracać do stolicy, ale już za trzy dni znów trochę wolnego więc będzie okazja do następnych wypraw rowerowych.
Pozdrawiam wszystkich cieplutko i dziękuję za wizytę na moim blogu.




niedziela, 24 kwietnia 2011

Świątecznie

Obiecałam moim chłopcom, że święta będą bez bloga. Ponieważ jednak pogoda się zepsuła, a wczoraj do północy graliśmy w kalambury dali mi chwilową dyspensę. Tak więc króciutko; właściwie chciałam tylko pokazać pisanki z koszyczka. Tylko dwie niestety, ponieważ zaczym wczoraj raniusieńko wstałam, żeby pomalować jajka do święconki to okazało się, ze dziadek (mój tato) nie mogąc spać  już 7 jaj wykąpał w cebuli. Ponieważ bardzo chciałam poeksperymentować według "przepisów" z Werandy Country postanowiłam dogotować jeszcze 4. Dwa w jagodach i dwa w burakach. Z tych burakowych nic nie wyszło, ale jagodowa kąpiel dała ładny efekt.
A oto moje jagodowe pisaneczki.










Życzę Wszystkim jutro mooookrego poniedziałku i dalszego słodkiego lenistwa.
Pozdrawiam świątecznie.

piątek, 22 kwietnia 2011

Życzenia

Made by Ania i Janek

Radosnych świąt Wielkanocnych
Wypełnionych nadzieją
Budzącej się do życia wiosny
I wiarą w sens życia,
Pogody w sercu i radości płynącej
Ze Zmartwychwstania Pańskiego
Oraz smacznego święconego
W gronie najbliższych
Szczerze życzą
Wszystkim, którzy nas odwiedzają

Mieszkańcy "Radziejowego Zacisza"

wtorek, 19 kwietnia 2011

Trochę humoru

No, tak to już w życiu jest, radosne złote niteczki  przeplatają się z szarością i smutkiem.
Wczoraj zasmucona,  dziś rozbawiona za sprawą e-maila od wujka i jego pięknej "damy". Wujek przesłał mi jej super zdjęcie. Zresztą zobaczcie sami.


Czyż nie dostojnie wygląda gwiazda zapatrzona w "Gwiazdy"?

Nie posiadam obecnie psa, ale pamiętam dobrze moją kochaną suczkę Mikę, która była towarzyszką mojego "nastoletniego" życia. Tyle radości wnosiła w nasze  życie. Cała prawda o psiakach to ten wiersz.


Kiedy smutny wracasz z miasta,
Kiedy łamie ci się głos -
Czarny niby pasta
Koło ciebie krąży... nos.
Najpierw milczkiem, najpierw z dala,
Przestrzegając reguł gry,
Jak detektyw nos ustala,
Skąd się bierze nastrój zły.
Potem, gdy już nos przyczyny
Twojej kwaśnej miny zna,
Wie, że sposób jest jedyny,
Jedna rada - właśnie ta:
Wspiąć się jak roślinka pnąca,
Zlizać z twarzy krople łez...
Nagle czujesz: pies cię trąca!
Nosem liże cię twój pies!

                                               Ryszard Marek Groński

Pozdrawiam cieplutko wszystkich miłosników zwierząt, a zwłaszcza psich właścicieli.
Apel! Błagam sprzątajcie po swoich  ulubieńcach!!!
    

  




poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Trochę smutku!

Chciałam zawitać do Białego Dworku, ale drzwi zamknięte? Nie wiem czy "Duszko" usłyszysz moje pukanie. Proszę o zaproszenie. Smutno mi bez Ciebie.


Jeśli któregoś dnia poczujesz, że chce Ci się płakać.
Zadzwoń do mnie...
Nie obiecuję, że Cię rozbawię, ale mogę płakać razem z Tobą...
Jeśli któregoś dnia zapragniesz uciec, nie bój się do mnie zadzwonić...
Nie obiecuję, że Cię zatrzymam, ale mogę pobiec z Tobą...
Jeśli któregoś dnia nie będziesz chciał nikogo słuchać.
Zadzwoń do mnie.
Obiecuję być wtedy z Tobą i obiecuję być cicho...
Ale jeśli któregoś dnia zadzwonisz i nikt nie odbierze...
Przybiegnij do mnie bardzo szybko.
Mogę Cię wtedy potrzebować...

Twój przyjaciel

niedziela, 17 kwietnia 2011

Czym skorupka za młodu nasiąknie…



… i przyszedł ktoś…, taki ktoś,
kto mi serce i umysł rozbudził
i nauczył mnie widzieć i kochać,
piękno świata, przyrody i ludzi.

Moi kochani rodzice, to oni właśnie rozbudzili we mnie ciekawość świata i nauczyli jak żyć w przyjaźni z ludźmi i przyrodą. Moje szczęśliwe dzieciństwo spędzone na leśnych wyprawach i beztroskim bieganiu po „babcinej” łące do dziś wspominam z lekkim rozrzewnieniem. W każdej spędzanej wspólnie chwili było miejsce na zabawę, naukę czy wspólną pracę. Moi rodzice zawsze robili wszystko tak, że w zasadzie zacierały się granice między tymi czynnościami, pracując wspólnie z nimi bawiliśmy się, a bawiąc uczyliśmy się wielu mądrych i pożytecznych rzeczy.
Podczas niedzielnych wypraw do lasu, obok zbierania grzybów czy jagód, był czas na opowieści o partyzantach ze świętokrzyskich lasów, o Ponurym i jego żołnierzach. Las szumiał a ja szłam obok mamy i razem śpiewałyśmy partyzancką piosenkę „ Rozszumiały się wierzby płaczące …”. Były też opowiadania o przyrodzie, o lesie i jego mieszkańcach. Zasłuchani w te opowieści siedzieliśmy przytuleni do mamy.



Pole i łąka babci to też była wielka księga przyrody, którą odkrywaliśmy  wspólnie z bratem z pomocą rodziców.  Pogodne letnie dni spędzaliśmy zawsze „na górce”, gdzie można było wsłuchiwać się  w śpiew skowronka, obserwować chmury na niebie, wić wianki z polnych kwiatów czy przyglądać się  z bliska różnym małym „robaczkom”. 



Tak piękne było życie na wolności z dala od miejskiego zgiełku, bez tych wszystkich dzisiejszych wynalazków typu komputer, play station i innych. Jako mali ludzie  byliśmy otwarci na poznawanie fascynującego świata w okół nas. Ciekawi otaczającej nas rzeczywistości, odkrywaliśmy ją dzień po dniu, co okazało się niesamowitą przygodą.





 Właśnie z tęsknoty za „rajem utraconym” powstało Radziejowe Zacisze mój azyl i miejsce gdzie żyją wspomnienia i rodzinne historie. Tu mieszka szczęście.

Pozdrawiam Wszystkich cieplutko, życząc wspaniałej niedzieli.

piątek, 15 kwietnia 2011

Dziadek i wnuczek

Myślę, że przez długi czas ani ja, ani też nikt z moich bliskich nie przywiązywaliśmy wagi  do tego, że w naszej rodzinie od kilku pokoleń ma miejsce dziedziczenie artystycznych zdolności.  Jako dziecko miałam świadomość, że mój tato ładnie rysuje ponieważ często gdy nie chciałam jeść zasiadał przy mnie opowiadał jakieś historie i ilustrował je pięknymi rysunkami. Podczas leśnych spacerów z kolei lubił z kawałka kory wystrugać dla swojej córeczki jakiegoś leśnego skrzata lub zwierzątko. Zawsze z ciekawością przyglądałam się jak pracuje  i starałam się dopytać, co też tym razem to będzie.  Tato jednak do końca trzymał mnie w napięciu by potem oddać do mych rąk nowe cudo. Teraz mi trochę żal, że nie zachowałam  żadnej z tych leśnych zabawek. No, cóż wtedy  było to dla mnie coś całkiem powszedniego.
 Jako nastolatka w jednej z szuflad odkryłam stary szkicownik mojego taty, a w nim kilkanaście grafik z okresu gdy był w wojsku i wtedy zrozumiałam, że tata ma w rękach ukryty nie mały talent.







Niestety  dorastał w czasie i miejscu gdzie specjalnie nie przywiązywano wagi do takich zdolności. Myślę, że  dziś jego talent miałby szanse  rozwijać się inaczej.
Dlatego kiedy okazało się, że mój starszy syn, Michał odziedziczył  po dziadku zdolności plastyczne i zapragnął je rozwijać postanowiłam zrobić wszystko by mu w tym pomóc.  Mam nadzieję, że dzięki temu będzie w przyszłości z pasją wykonywał swój zawód.
A póki co mój dom zdobią prace dziadka i jego wnuczka i są to najcenniejsze dla mnie pamiątki rodzinne.

Słonecznie i ciepło pozdrawiam  Wszystkich, którzy zawitają do mojego Zacisza.






poniedziałek, 11 kwietnia 2011

"Zaciszny" ogród budzi się do życia

Wiele przyjemności daje mi oglądanie mojego  "Zacisznego" ogrodu po dłuższej w nim nieobecności. Pierwsze co robię po przyjeździe do "Zacisza" to obchód  i zaglądanie w każdy  zakamarek ogródka. Tym razem choć wizyta moja była bardzo krótka to radości było wiele, bo akurat na naszą rocznicę ślubu zakwitła magnolia i przywitała nas swoim jeszcze bardzo  delikatnym kwieciem.






Jak zwykle jako jedne z pierwszych na grządkach pokazują się zioła. Całkiem spory jest lubczyk,...


...a nać pietruszki można już zbierać w wiązki.


Zioła tak w ogóle to moje ulubione rośliny w ogrodzie, przede wszystkim dlatego, że zazwyczaj nie są wymagające i łatwo się je uprawia. Przy moich  bardzo ograniczonych możliwościach czasowych w dbaniu o ogród, te własnie rośliny dają sobie tu najlepiej radę. Poza tym wielki z nich pożytek, bo kiedy zawitam latem do "Zacisza" na dłużej mam swoje własne zaplecze kulinarno-kosmetyczne.

Mam też na grządkach sporo drobniutkich szafirowych kwiatuszków, które bardzo ładnie wyglądają w leśnych zakątkach mojego ogrodu, choć nie mam pojęcia jak się nazywają.

Może ktoś z Was wie jak nazywają się te maleństwa?
Wysprzątany grill w ogrodzie cierpliwie czeka na otwarcie nowego sezonu, ...


... a w kąciku skalniaka cichutko przykucnął malutki gość i przygląda się kwitnącym wrzoścom.


Gdzie kwitnie kwiat- musi być wiosna,
a gdzie jest wiosna
-wszystko wkrótce zakwitnie.
Fredrich Rückert





sobota, 9 kwietnia 2011

... i znów "jajeczne" klimaty


Trochę w tym roku poszalałam z pisankami, a to jeszcze przecież nie koniec. Na razie przygotowane są te do dekoracji "Zacisza", a jeszcze trzeba będzie przygotować coś ciekawego do koszyka. Ale to dopiero przed sama Wielką Sobotą. Mam też ochotę powtórzyć eksperyment sprzed kilku lat i upiec kosz z ciasta drożdzowego. Pamiętam doskonale, że kiedy mały Janek niósł wtedy Święconkę był z niej bardzo dumny, bo była inna niż wszystkie.













A kotek nasz kochany, podobnie jak ten drewniany  patrzy na  pisanki kolorowe
 i zachodzi pewnie w głowę, a co to takiego...? 



Pozdrawiam Was kochani wiosennie i kolorowo!!! Miłego weekendu życzę mimo kepskiej pogody (przynajmniej u mnie taka ona jest).