że budzę się coraz wcześniej. Z jednej strony to bardzo lubię takie poranne wstawanie skoro świt. W domu wtedy jeszce cisza, spokój, można delektować się poranną kawą
i planować nowy dzień. Co z tych planów potem wychodzi to inna sprawa. Trochę gorzej kiedy to budzenie o 6 rano dotyczy także dni wolnych od pracy. No, dałoby licho pospać choć wtedy. A tu jak na złość, wczoraj 6.02 gałki oczne już wyczuły pierwsze promienie Słońca i koniec spania. Pomaszerowałam grzecznie do kuchni, zaparzyłam pyszną kawusię i myślę. O czym? A czym by tu chłopaków dopieścić w tę ostatnią niedzielę karnawału. Ponieważ z nadejściem wiosny wszyscy w domu o niczym innym tylko o jakiś dietach cały czas nadają to pomyślałam, że zrobię coś małokalorycznego. A że i młody pewnie będzie zaraz chciał mamie pomagać to najlepsze wydały mi sie ciastka kruche kręcone przez maszynkę.
Zanim jednak przyszło zmierzyć się z ciastkami, niechcąc budzić towarzystwa po cichutku zrobiłam sobie warsztat w kuchni na stole i szybciutko zrobiłam nastrojową świecę na ostatkowy podwieczorek. Wykorzystałam słoik po dżemie i stare resztki świec. .
Efekt myślę nienajgorszy, a płomień daje taki, że rozświetla cały pokój. Mąż proponował zainstalować gaśnicę na ścianie w przedpokoju.
Efekt niedzielnych prac był taki, że po ciasteczkach z kilograma mąki pozostały już wieczorem tylko okruszki, a świeca myślę, że jeszcze przez pół roku wieczorami będzie nas "ogrzewać" swoim blaskiem. Pozdrawiam.
Anuś !!!
OdpowiedzUsuńZdolniacha z Ciebie :)
Ja poproszę taką śliczną świeczkę w tonacji czerwieni !!! Tylko wosku nazbieram :)