Obserwatorzy
czwartek, 31 marca 2011
Wiosenne promyki radości...
poniedziałek, 28 marca 2011
"Duchy" Białowieży
Ja, dziewczę wychowane w Puszczy Świętokrzyskiej zawsze marzyłam o tym by odwiedzić królową polskich lasów Puszczę Białowieską. Las jest dla mnie drugim domem. Dzięki moim rodzicom od dziecka obcowałam z przyrodą i dziś nie potrafię żyć bez zapuszczania się w leśne knieje. Bez względu na porę roku wypady do lasu są dla mnie najlepszym sposobem na doładowanie „akumulatora”. Najbliższe memu sercu są lasy świętokrzyskie, ale ostatnie cztery dni spędziłam podziwiając przyrodę Puszczy Białowieskiej.
Pisząc, duchy Białowieży, wcale nie miałam na myśli jakichś pozaziemskich istot, ale wręcz przeciwnie myślałam o wszystkich tych ciepłych i życzliwych ludziach, dzięki którym mój pobyt na naszych wschodnich rubieżach był wyjątkowo miły i udany. Ci ludzie to przemili mieszkańcy Białowieży, kompetentni i pięknie opowiadający o Puszczy pracownicy Białowieskiego PN oraz moje koleżanki: Ala, Henia, Aneta i Basia.
Cudowne miejsce, piękni ludzie i żyjesz jak w bajce!
Jeśli ktoś z Was jeszcze nie miał okazji podziwiać piękna tych terenów powinien koniecznie tam się wybrać, aby usłyszeć bicie serca starej Puszczy i zobaczyć jej króla - żubra, który dzięki wysiłkowi wspaniałych ludzi powrócił na swoje włości.
Póki co zapraszam do obejrzenia krótkiego fotoreportażu z moich białowieskich wędrówek.
Łzy porannej rosy na omszałym pniu starego parkowego dębu witają Cię o poranku. |
Młode zagajniki cierpią od ran zadych zimą przez głodne zwierzęta leśne. |
Podmokłe olsy |
Olbrzymie puszczańskie wykroty. |
Białowieża wiosną w zimowej szacie.
Piękna jest tutejsza, stara drewniana architektura.
A na koniec prawdziwy duch. Spróbujcie go znaleźć na tym zdjęciu.
Pozdrawiam wszystkich wiosennie.
wtorek, 22 marca 2011
Wariacji wielkanocnych ciąg dalszy....
Tak jest co roku. Co najmniej na miesiąc przed świętami rozpoczyna się robótkowe szaleństwo. Przygotowywanie wielkanocnych dekoracji cieszy podwójnie, pomaga przywoływać wiosnę i ciepło, a potem dzięki nim w domu jest piękniej i radośniej. No i jeszcze trzecia sprawa najważniejsza, wielkanocny kosz i dom udekorowane są zawsze oryginalnie i budzą zachwyt znajomych i nie tylko. W tym roku musiałam wymyslić coś takiego, co pozwoliłoby zaspokoić "krawieckie" ambicje Janka i tak powstały filcowe pacynki.
Najpierw narysowałam projekt na papierze.
Projekt prosty, dobry też dla dzieciaków. |
Potem poszły w ruch : filc, mulina, koronki, igła i różne ozdoby. W ten sposób uszyliśmy z Janem dwa komplety ozdób.
Pierwszy w wersji romantycznej.
Drugi komplet, ulubiony Jaśka, bardziej w wiosennych kolorach.
Zapowiada się, że w tym roku święta wielkanocne będą miały w naszym "Zaciszu" piękną oprawę. "Świeże" ozdoby i tradycyjne potrawy, to najlepszy sposób na rodzinne, ciepłe święta.
Pozdrawiam wiosennie.
sobota, 19 marca 2011
Opowieść o naszym domu , w którym żyją rodzinne wspomnienia.
Odwiedź nasze "Zacisze", zapraszam. |
„Radziejowe Zacisze” wybudowali moi rodzice, a my z mężem urządziliśmy je tak by znalazło się tu miejsce dla wielu rodzinnych pamiątek. Te pamiątki to nie jakieś wyjątkowo cenne okazy a po prostu zwykłe sprzęty, których na co dzień używali kiedyś nasi przodkowie.
A wszystko zaczęło się od rozbiórki starego domku babci. Babcia Julianna była najbliższą towarzyszką mojego dzieciństwa, osobą ciepłą i bardzo skromnie żyjącą. Mieszkała długie lata z nami, a jej domek stał opuszczony. Kiedy odeszła pozostały po niej tylko piękne wspomnienia. Po kilku latach musieliśmy rozebrać „babciny” domek. Nie było w nim już nic, ale kiedy zaczęły się prace rozbiórkowe na strychu robotnicy znaleźli trzy żelazka na węgiel i duszę...
...i wtedy wszystko się zaczęło. Postanowiłam je zachować. Ze wzruszeniem myślałam o tym, jak kiedyś babcia zapewne prasowała nimi te wszystkie piękne koronki z szuflady mojego kredensu.


Kiedy w kącie składziku na opał znaleziono następnie drewniane szkielety starych krzeseł wiedziałam na pewno, że też staną w moim domu. Muszę przyznać, że cała reszta rodziny patrzyła na mnie co najmniej dziwnie. Tata jęczał, że chyba oszalałam, bo krzesła nadają się tylko na ognisko. Jacek (mój mąż) z rezygnacją machał ręką, wiedział, że jak się uprę to nikt mnie nie przekona. A ja chciałam ocalić te resztki babci dobytku. Miałam wrażenie, że w ten sposób zatrzymam wspomnienia z mojego dzieciństwa. Dziś krzesła są ozdobą naszej kuchni, a my zasiadamy na nich do każdego posiłku.
Stoją w towarzystwie dębowego stołu, który jest dziełem mojego dziadka. Ojciec mojego taty zrobił go własnoręcznie chyba z siedemdziesiąt lat temu. Przeszedł wiele, stał w różnych dziwnych miejscach. Pamiętam, że mój tato miał kiedyś na nim swój warsztat, a kiedy opuściliśmy stary dom stół pozostał na długie lata zapomniany w stodole, gdzie niszczał koło starego kufra. Stamtąd po wielu latach wyciągnęłam oba te „skarby” i przywróciłam im dawną świetność.
Cieszę się, że mogę dziś z rodziną zasiadać do śniadania korzystając z pamiątkowych sprzętów. Wierzcie mi, że każda potrawa lepiej trochę smakuje kiedy opowiadamy sobie rodzinne historie.
Najwięcej pamiątek zgromadzonych jest w naszej „Zacisznej” kuchni. Myślę, że w wielu domach tak jak u mnie to pomieszczenie jest jego sercem. Tak też było kiedyś, dlatego najwięcej pamiątek po naszych dziadkach stanowią przedmioty kuchenne.
Jest stara waga
i butelki w których babcia trzymała własnoręcznie przygotowane soki owocowe.
Jest też stary syfon na „bąbelkową wodę” jak zwykłam mawiać jako mała dziewczynka.
Oprócz bardzo starych są też młodsze pamiątki, czyli takie które należały do moich rodziców. Od mamy dostałam maszynę do szycia, lubię ją bo ma bardzo ładne zdobienia.
Kuchenne półki to ślubne wiano moich rodziców. Kiedyś wyglądały inaczej, były całe białe. Ja ze starannością zmieniałam je tak by pasowały do naszego wnętrza.
Przede mną jeszcze duże wyzwanie na te wakacje. W „łazienko-pralni” czeka na odnowienie kredens, który stanowi komplet z półkami. Na razie uporałam się częściowo z szufladami. Efekt myślę udany. Reszta musi poczekać. Ale już dziś cieszę się na myśl jaki będzie śliczny i ile rzeczy uda mi się w nim zmieścić.
Tyle na dziś. Pozostałe pamiątki zachowam na kolejną opowieść. Pozdrawiam cieplutko choć za oknem niestety znów zima.
czwartek, 17 marca 2011
Kolorowy zawrót głowy, czyli ale jaja!
Wystrojone zaczekają teraz trochę aż będę zdobić "Zacisze" na święta. Na moim kredensie będą pięknie wyglądać z dodatkiem naturalnej zieleni.
poniedziałek, 14 marca 2011
Panna z mokrą głową
Tak pomyślałam o nowej lalce Miry, która "narodziła" się w zeszłym tygodniu.
No taką szopę włosów to chyba chciałaby mieć na głowie większość kobiet.
Następnych kilka godzin spędziłyśmy z Mirą na pogaduszkach, które połączyłam z pobieraniem lekcji zdobienia jaj wielkanocnych. Tym razem wszystkie, podobnie jak nasza panienka, w kolorach ecru. Potem nastąpiła sesja zdjęciowa, w czasie której nasza niesforna modelka wdzięczyła się do kamery przybierając różne pozy i strojąc piękne miny.
No taką szopę włosów to chyba chciałaby mieć na głowie większość kobiet.
Patrzę na nią a ona zadziornie się uśmiecha i pilnuje swojego stada kur i jakby chciała powiedzieć - tylko spróbuj mi którąś wziąć. A ja podebrałam jej dwie sztuki, bo potrzebowałam ich do mojej wiosennej, kredensowej kompozycji.
Tak minęła nam piersza wiosenna, ciepła niedziela. Wyjechałam z "Zacisza" znów zrelaksowana, z naładowanymi akumulatorami.
Subskrybuj:
Posty (Atom)