Dla mnie bodźcem motywującym do podejmowania różnych działań byli moi synowie. To dla nich nauczyłam się szyć, robić na drutach, malować. Stałam się domowym wierszokletą i bajarzem. Zapłatą za wykonywane prace były zawsze ich uśmiechnięte buzie i wielkie, okrągłe oczy, które patrzyły z zachwytem na „mamę czarodziejkę”. Dziś Michał jest, już dorosłym mężczyzną, Janek staje się pomału zbuntowanym nastolatkiem, ale obaj nadal mają sentyment do wszystkich rzeczy jakie wykonała dla nich mama. Muszę przyznać, że dużo więcej robiłam dla starszego syna, zapewne dlatego, że kiedy był mały w sklepach trudno było kupić ładne ubranka czy zabawki. Janek w zasadzie odziedziczył wszystko po bracie. A oto próbka moich prac sprzed lat .
Tę makatę z klaunami uszyłam naście lat temu dla Michała . Kiedy zasypiał podawał im rączkę, a kiedy wstawał mówił do nich cześć. Wisiała nad łóżkiem i była ozdobą jego pokoju przez kilka lat, potem bawił się z nimi Janek. Dziś klauny śpią w kufrze i czekają, może kiedyś ucieszą jeszcze jakąś małą istotkę.
Worek uszyty do przedszkola jeszcze dla Michała, służy Jankowi do dziś i nawet mu nie przeszkadza imię brata wypisane wielkimi literami. No cóż, starszy brat to Wielki Brat, więc z dumą nosi się rzeczy od Wielkiego Brata.
A na koniec próbka wiersza, tym razem ułożonego specjalnie dla Janka.
DZIWOLĄTKA
W moim domu, w każdym kątku
mieszka jedno Dziwolątko.
Każde inny ma charakter,
są zabawne i uparte,
są złośliwe i płaczliwe,
uśmiechnięte i strachliwe.
Bardzo małe te istoty,
w nocy robią różne psoty.
Kiedy inni idą spać,
one lubią wtedy wstać
i gdy ja już smacznie śpię,
one wtedy bawią się.
Trąbią, klaszczą, podskakują,
po zasłonie się wdrapują.
Tańczą różne pląsy dziwne,
i są przy tym bardzo zwinne.
Gdy zaś rankiem, promień słońca
do pokoju mego wnika,
każde małe dziwolątko
po cichutku w szparce znika.
Absolutnie się z Tobą zgadzam.I w moim przypadku inspiracją były najpierw moje dzieci,teraz wnuki.Piękne są te Twoje wspomniena.Makatka myślę że będzie zachwycała następne pokolenie.Szkoda że nie potrafiłam nigdy tworzyć tak pięknych wierszyków swoim milusińskim.Rejs był cudowny,dobijam do brzegu i znikam Pozdrawiając.
OdpowiedzUsuńAniu , jak zawsze piękna , wzruszająca opowieść:)
OdpowiedzUsuńJesteś mamą przez wielkie M i na medal . Dałaś swoim synom , to , co w życiu najcenniejsze i co będą nieść ze sobą przez życie , zawsze i pewnie przekażą dalej - to cudowna matczyna miłość pełna ciepła i poświęcenia , takiego w jak najlepszym tego słowa znaczeniu i ile przy tym pomysłowości :) Jestem pod wrażeniem :)
Wspaniale sobie poradziłaś w roli Mamy :)
Buziaczki dla Ciebie
O ladne to, co napisalas, troche sprowokowalas szperanie w moich wspomnieniach, a teraz to ja mam przesliczne dwie wnuczki, dla ktorych tez sie "produkuje" szczegolnie lubia kiedy im rysuje, wiec rysuje dniami calymi, oczywiscie kiedy jestesmy razem. Jedna mieszka w Portugalii, druga w USA. Takie zycie! Pozdrawiam z Wenezueli!
OdpowiedzUsuńJak zawsze dziękuję Wam za miłe słowa. One dopiero mobilizują do pracy. Juta i Monika zaraz do Was zaglądam, bo widzę w "podglądaczu" nowości.
OdpowiedzUsuńGrażynko myślę, że jesteś cuudowną babcią. To prawda, że czasami chciałoby się, żeby nasi bliscy byli tuż obok. Dziś jednak technika pozwala nam łatwiej znosić rozłąkę. Wiem coś o tym, bo moja mama podobnie jak Ty trochę mieszka w Polsce a trochę zagranicą. W takich sytuacjach bardziej docenia się wspólne chwile. Niekiedy ludzie mieszkają blisko siebie a są sobie dalecy. Pozdrawiam cieplutko Ciebie i Twoje wnuczki. Ania
Witaj! Wiersz przepiękny, szkoda że nie umiem tak pięknie łączyć słów...
OdpowiedzUsuńAle fajnie mieć taką Mamę i makatkę przecudnej urody uszyje i wiersz napisze i roztoczy matczyne skrzydła kiedy będzie potrzeba.
Pozdrawiam cieplutko życząc miłego i spokojnego dnia :)