Przygotowuję się do rozpoczęcia roku w szkole, w związku z czym czasu nie mam na robótkowanie. Dlatego dziś będzie wspominkowo.
Kiedy byłam małą dziewczynką, moja ukochana babcia Julianna zwykła była czytać mi różne ciekawe historie. Wychowała mnie na nie byle jakich książkach. Dzięki niej w wieku lat niespełna pięciu umiałam płynnie czytać i po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością naszego wieszcza - Mickiewicza. Uwielbiałam z babcią czytać "Rybkę", Świteziankę", "Powrót taty", a "Lilie" (istny horror - "zbrodnia to niesłychana pani zabija pana") znałam w wieku lat sześciu całe na pamięć. Był to numer popisowy, małej Ania, na zjazdach rodzinnych.
Dziś jednak chcę opowiedzieć historię innej książki, zdecydowanie mniej znanej. Malutka, niepozorna, a przeze mnie ukochana -"Serce karła", autorstwa Janiny Liesel. Książka przedwojenna, którą jako mały chłopiec dostał mój tato, a potem odziedziczyłam ja. Pięknie ilustrowana przez Ninę Karmazyńską.
Opowiada o losach polskiej dziewczynki Marychny, która w czasie I wojny światowej traci kontakt z rodzicami. Zagubiona w czasie wojennej tułaczki trafia do cyrku, gdzie poznaje karła Beppa, jedynego człowieka, który okazał jej pomoc i serdecznie traktował.
Zawsze kiedy dochodziłyśmy z babcią do końca tej opowieści, obie miałyśmy łzy w oczach. Książka ma szczęśliwe zakończenie. Marychna odnajduje bowiem rodziców, a ci serdecznie zajmują się Beppem.
Niesamowite są losy bohaterów i niesamowite są losy mojej ukochanej książki z dzieciństwa. Trzydzieści lat temu pożyczyłam ją bowiem mojej koleżance i całkiem o tym zapomniałam. Przez te wszystkie lata wprawdzie wracałam myślami do Marychny i Beppa, ale nie byłam wstanie przypomnieć sobie co stało się z książką. Aż tu niespodziewanie w maju tego roku przyszedł do naszego domu ojciec mojej znajomej i po trzydziestu latach zwrócił nam książeczkę. Dzięki pieczątce mojego taty - "Własność Kazimierz..." , ponownie trafiła do właściciela. Byłam pod wielkim wrażeniem postawy tego pana, nie wielu ludzi bowiem ma w sobie tyle poczucia uczciwości.
I tak po latach mogłam przeczytać znów historię Marychny i Beppa.
" -Więc i ja mogę być szczęśliwy - zapytuje siebie Beppo.
W smutnych zawsze jego oczach zajaśniała radość, rytmem szczęścia zabiło tułacze serce karła."
To koniec książki i koniec mojej dzisiejszej opowieści Jeśli dotrwaliście do końca to bardzo dziękuję i cieplutko Was wszystkich pozdrawiam. Dziękuję też za każdy miły komentarz pozostawiony na "Zacisznych" stronach mojego bloga.
Hop..i jestem u Ciebie, dziekuję ,ze zajrzałas do mnie :). Piękna ta Twoja historia :)..ja tez przymierzam się napisac o pewnej ksiązce z dzieciństwa..ale ja chyba każdy zna :).
OdpowiedzUsuńJesli nic nie stanie na przeszkodzie , bede na imprezie w naszym skansenie i będzie fotorelacja na moim blogu - Oczywiście :) ! Pozdrawiam z Podlasia .
Dzięki Mona. Będę do Ciebie zaglądać bo Podlasie kocham. Pisałam na blogu o tym jak zauroczyła mnie przyroda i ludzie z Podlasia. Mam nadzieje jeszcze jesienią wybrać się do Was z rodziną. Pozdrawiam cieplutko.:)
OdpowiedzUsuńCudowna historia, pięknie opisana. Nie znam tej książki, ale może w przepiękny sposób wiązać się z dzieciństwem. I w cudowny sposób do Ciebie wróciła. Dziękuję za ten wspaniały opis :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Joasiu, za ciepłe słowa. Myślę, że ta książka jest dziś już unikatem. Tym większa jest moja radość, że wróciła do mnie po latach. Pozdrawiam cieplutko.:)
OdpowiedzUsuńNie znałam do tej pory tej książki, koniecznie muszę po nią sięgnąć. Może znajdę w jakiejś bibliotece? Masz rację, ilustracje są naprawdę ciekawe. Cieszę się, że masz taki książkowy skarb :) Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci kochana za ten post. Nie czytałam tej książki i teraz zacznę jej szukać. Dla siebie.
OdpowiedzUsuńSerdeczności posyłam wraz z życzeniami spokojnego, pełnego sukcesów, roku szkolnego :)
Ależ przyjemnie się to przeczytało :) Piękna historia.
OdpowiedzUsuńU Ciebie Aniu jak zwykle pięknie romantycznie i wzruszająco.Pięknie się stało że książka do Ciebie wróciła.Sprawa bezcenna.Nie mam tej książki ale mam wrażenie ze ją kiedyś czytałam.Obecne moje książki to audiobuki ze względu na oczy.Słucham obecnie "Gorzką czekoladę"Lesley Lokko.Mogę polecić
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo serdecznie:)))
Zosiu, Jomo dziękuję za odwiedziny i miłe słowa. Mam szczęście jak Beppo, że są tu ze mną dobrzy i mili ludzie. Mam wielką nadzieję, że ten rok szkolny nie będzie gorszy niż ubiegły. Pozdrawiam cieplutko. Ania:)
OdpowiedzUsuńEwo, Juto dzięki śliczne za odwiedziny i dobre słowo. Juto, ja też słucham audiobooków. Przede wszystkim w samochodzie kiedy podróżuję na dalsze odległości. Dla mojego Janka to tez świetna sprawa. Dziękuję za polecenie książki, na pewno skorzystam. Pozdrawiam cieplutko.:)
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia i piękne dzieciństwo przy takiej Babci!!! A odzyskanie książki po tylu latach to wspaniała rzecz! Dziękuję za ten post i pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńAleż Ci zazdroszczę takich wspomnień i takiej wyśmienitej pamięci. Ja właśnie próbuję przywołac wspomnienia i z dzieciństwa pamiętam komiksy, a najbardziej serie z Tytusem :-)
OdpowiedzUsuńach i jeszcze takie wakacje, jak miała z 10 lat strasznie modne były harlekiny, przeczytałam chyba ze 20 sztuk i stwierdziłam, że to nuuuda...i od tamtej pory takich czytadeł nie tykam. Na szczęście w te same wakacje wpadł mi w ręce taki stary zeszyt-książka serii "07 zgłoś się". Pamietam, że cały sierpień cięzko mnie było wyrwac z domu, bo tylko kończyłam jeden zaczynałam drugi. obecnie mam nadal na strychy w kartonie cały stos, chyba z 50 egzemplarzy. Czekają, na kolejne czytanie, ale to jescze potrwa, bo pamiętam o czym były:-)
Aniu wytłumacz mi jak to jest ogólnie mam fatalną pamięc, ale jeśli chodzi o książki to wystarczy kilka pierwszych zdań i już pamiętam całośc. A jak idę do sklepu to w żaden sposób nie idzie przypomniec sobie, co mam kupic, pomimo,że myślałam o tym przed wyjściem:-)
pozdrawiam serdecznie i życzę udanego oststniego dnia wolności:-)))
Oj Gosiu, to mamy coś wspólnego. Mój teść miał kiedyś całą serię tych zeszytów i też pamiętam takie wakacje kiedy przeczytałam je wszystkie. Niestety oddał je do antykwariatu. Żałuję bo uwielbiałam tę serię. Ja niestety mam obecnie coraz gorszą pamięć, ale faktycznie książki przypominam sobie bardzo szybko. A jak to wytłumaczyć, zawiłością ludzkiego umysłu. Podobno lepiej pamiętamy to co dla nas najważniejsze. Widocznie zakupy są czymś tak zwyczajnym, ze mózg nie chce się nimi zajmować. Dzięki za odwiedziny. Buziaki Ci ślę Gosieńko.Dobrej nocy:)
OdpowiedzUsuńBardzo miło się czytało Twoje wspomnienia o książce, która tyle dla Ciebie znaczyła. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuje Aniu, bardzo ciekawe wspomnienia z dzieciństwa związane z ciekawą książką
OdpowiedzUsuńPiękna historia, dobrze, że książka do Ciebie wróciła. Moje książki z dzieciństwa niestety przepadły :( A samej książki nie znam, ciekawe, czy gdzieś w bibliotece by była?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zula, obawiam się ze ta książeczka raczej nie będzie dostępna w bibliotekach, chyba ze któraś ma zasoby jeszcze przedwojenne. Może gdzieś w antykwariacie. Nawet w internecie ciężko znaleźć wzmiankę o niej. Pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńPiękna ta książka i historia w niej opisana, i przygoda samej książki i jej wygląd. Ja też mam ulubioną książkę z dzieciństwa. Moja gdzieś się zagubiła ale kupiłam taką swoim dzieciom "Baśnie Andersena" Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAle historie:) Obie urocze - sama książka smakowicie brzmi a i to, że "wróciła" do Ciebie po 30 latach.. Niesamowite i bardzo... budujące w dzisiejszych zwariowanych czasach.. "Gorzką czekoladę" polecam jak również i inne pozycje tej Autorki. Książki są wielowątkowe i fajnie się je czyta:)Pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńAniu kochana...ja z dzieciństwa pamiętam najbardziej stare wydanie Baśni Andersena.Bez ilustracji.Baśnie dość trudne,mocno je przeżywałam.
OdpowiedzUsuńTez wcześnie chciałam czytać...Ale to dzięki siostrze.Pamiętam jak kładłam się na podłodze i czytałam.Co jakiś czas pędziłam z książką do mamy,żeby upewnić się czy dobrze czytam literkę.
Twoja opowieść jest wzruszająca...
Pozdrawiam bardzo serdecznie.Ula
Radziejowe Zacisze - piszę jako Gal Anonim bo znółw mam jakieś problemy.
OdpowiedzUsuńKochane, dziękuję Wam za te wszystkie ciepłe słowa. Ostatnio coraz częściej z rozrzewnieniem wspominam dawne czasy, to chyba nienajlepszy objaw.
Trilli a ja dzięki starszemu bratu pokochałam szkołę. Patrzyłam jak on się uczy i zazdrościłam mu. Dlatego babcia uczyła mnie czytać. I tak poszłam do pierwszej klasy w wieku lat 6. A mama nawet przez chwilkę nie myślała, że zabiera mi dzieciństwo. Bo ja czułam, że ono dla mnie się własnie zaczyna wielką przygodą w szkole. Tak mi zostało do dziś. Szkoła to mój drugi dom. Przykro mi jednak znów dziś, kiedy w związku z rozpovczęciem roku po raz kolejny mówi się o nauczycielach, jak to dużo kosztują a mało pracują. Dziennikarze chyba uwielbiają tak jątrzyć między ludźmi. Czasem jednak gdy spotkam taką osobę na swej drodze zapraszam do tej pracy. Skoro tak nam dobrze, to dlaczego ludzie nie pchają się tu drzwiami i oknami.
Oj, przepraszam tak się chyba zagalopowałam.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy mnie tu odwiedzają, a szczególnie ciepło witam wszystkie nowe twarze. Dziękuję, że zawitałyście do Zacisza. Dobrej nocki życzę.:)
Pięknie czytało się Twój post, zwłaszcza mnie, która zalicza się do tzw, moli "książkowych" i bez książek nie wyobraża sobie życia.Nie znałam Twojej książeczki, musiała bardzo wzruszać. Ja też mam taką ukochaną z dzieciństwa pt. "Dziewczynka z Przewozu", ma już, ho, ho....ile lat, a ja nawet dziś lubię do niej wracać.
OdpowiedzUsuńObecnie nie mam wielu książek w domu, z pewnych powodów musiałam pozbyć się księgozbioru, ale trafił w tzw. dobre ręce czyli do biblioteki, Domu Dziecka i Domu Pomocy Społecznej.Teraz innym przynosi radość, choć mnie serce pękało.
Na widok mojej rozpaczy, ślubny małżonek stwierdził, że pewnie z mniejszym bólem pozbywałabym się jego z domu:))
Dzięki, że swoim postem wywołałaś miłe wspomnienia z dzieciństwa.
Serdeczności
Czuję się po przeczytaniu Twojego posta, jakbym wsiadła do wehikułu czasu i cofnęła się w przeszłość. Gdyby takowy istniał, jedynie podróż w tym kierunku byłaby dla mnie interesująca. To jest też nawiązanie do jednej z książek mojego dzieciństwa, już takiego schyłkowego dzieciństwa, mianowicie „Godziny pąsowej róży”, która niesamowicie uruchomiła moją wyobraźnię. Ja też byłam typowym molem książkowym i nie raz zostałam przyłapana przez rodziców na czytaniu pod kołdrą przy latarce. Książka była wtedy oczekiwanym prezentem, zapakowana w jakiś szary papier, przewiązana jakąś biedną wstążeczką od kwiatów. Odnoszę wrażenie, że dla większości dzieci dziś może być tylko dodatkiem do czegoś większego, a nie wartością samą w sobie. Ale tak widocznie musi być i świat będzie istniał dalej…
OdpowiedzUsuńAniu, zaczytywałam się w baśniach, były dla mnie odskocznią od trudnej codzienności, marzyły mi się powłóczyste szaty, długie włosy, różdżka w ręku, ile wtedy zmieniłabym. A teraz nic nie zmieniałabym, tylko może zdrowie dla najbliższych, pozdrawiam serdecznie "ciało pedagogiczne".
OdpowiedzUsuńAlicjo, Renatko, Marysiu dziękuję za Wasze opowieści o książkach.
OdpowiedzUsuńAlu, ja też tak mam, że książki oddaję do miejscowej biblioteki. Ale na szczęście w Zaciszu udało mi się wygospodarować pomieszczenie na tzw. bibliotekę i tam trzymam wszystkie te książki, które są mi szczególnie bliskie.
Renatko "Godzinę pąsowej roży" i "Szatana z siódmej klasy" uwielbiałam jako nastolatka. Zresztą do dziś mam sentyment i do tych książek i do filmów nakręconych w oparciu o nie.
Marysiu, ja także zaczytywałam się w baśniach i co tu kryć często wcielałam się w postaci pięknych księżniczek, a mamy sukienki bardzo mi w tym pomagały.
Jeszcze raz bardzo dziękuję wszystkim za niebanalne i wyjątkowo ciepłe komentarze. Pozdrawiam serdecznie:)
Ciepła przeplatanka fikcji i życia bardzo piękna i z przesłaniem i to zapewne nie koniec historii tej książki....
OdpowiedzUsuńTak. Dotarłam do końca. Piękna historia. Mnie również babcia uczyła czytać...ze skarbczyka do modlitw:-) Początkowo wszyscy myśleli, że nauczyłam się całego na pamięć. Miałam pięć lat. Popisowym numerem na imprezach rodzinnych był teatrzyk pt. Czerwony Kapturek. Cały wierszem z piosenkami:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Lusi
piekne wspomnienia, piekna historia..pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPiękna historia, pięknie opisana. Nie znam tej ksiązki ale dzięki Tobie już znam....pozdrawiam ....
OdpowiedzUsuńAniu dziękuję za życzenia:-)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiałam słuchać jak moja babcia recytowała "Ojca zadżumionych"-to była moja ulubina "bajka":)Książkę którą tu prezentujesz widzę pierwszy raz. Nie spotkałam się wczesniej z tym tytułem.
OdpowiedzUsuńps. Czy to że tak dużo nauczycieli prowadzi blogi o robótkowaniu jest wynikiem tego, że mają dużo wolnego czasu czy wręcz przeciwnie - mają go bardzo niewiele ale za to dużo mająchęci i pomysłów do działania?:)
Pozdrawiam
Moje Brzydactwa - mogę odpowiedzieć za siebie. Czasu mam tyle samo co każda zapracowana kobieta w tym kraju. Wakacje - wtedy robię wszystko na wyścigi, bo wiem ze czasu niby dużo ale niestety tylko... do czasu. W roku szkolnym jeśli robótkuję to dlatego że nie oglądam telewizji, wstaję o 6 rano w sobotę i niedzielę albo kładę się o 1 w nocy. Ale ja to lubię. Nie wyobrażam sobie siedzenia bezczynnie na kanapie, albo bajdurzenia z koleżanką z pustymi rękami. My jak plotkujemy to przy okazji odchodzi robota tzw. Taka kobietka ja ja nie posiedzi bezczynnie ot i cała filozofia. Pozdrawiam cieplutko. Ania:)
OdpowiedzUsuńWitam Cię Aniu cieplutko! Bardzo ciekawy post, fajnie się wspomina, a jeszcze jak wspomnienia ciekawe i wzruszające...Mam wrażenie, że Twoja książka z dzieciństwa jest mi znaną, ale...pewna nie jestem:)
OdpowiedzUsuńA moja Ukochana Babcia Rozalia opowiadała mi bardzo ciekawe historie (nie bardzo umiała czytać i pisać) i to autentyczne historie, dotyczące naszej Ojczyzny ( mając 5-7 lat wiedziałam co to Katyń), przeróżnych przeżyć i przygód mojej Babuni...i wojennych i takich związanych z dniem codziennym...a ja chłonęłam, chłonęłam, słuchałam jakby to były najpiękniejsze baśnie świata...ale się rozpisałam:)))
Buziaczki przesyłam, miłego tygodnia Aniu!
Gugo, miło mi że się rozpisałaś lubię czytać takie komentarze od serca. Mam wtedy wrażenie, że zwyczajnie z Wami rozmawiam. Moje relacje z babcią były podobne. Uwielbiałam słuchać jej opowieści nie tylko o II ale i o I wojnie światowej. Babcie to prawdziwy skarb. Niestety nigdy nie miałam dziadka nawet przez chwilkę i nie wiem jakie to uczucie. Kiedy obserwuję moich chłopców i mojego tatę myślę, że to też świetna sprawa. Pozdrawiam cieplutko:) Buziaki.
OdpowiedzUsuńdawno do Ciebie nie zaglądałam ale już się poprawiam.
OdpowiedzUsuńOpowieść piękna.
Ja tak czule wspominam mojego Dziadka, to był bardzo twardy facet, pracował z więźniami ale w domu przy wnukach miękł. To on mnie uczył czytać, jeździć na łyżwach, na rowerze itd Był zawsze moim bohaterem. Zmarł w bólach na raka żołądka, byłam wtedy w 4 klasie podstawówki, nie wiedziałam jak sobie poradzić z bólem po jego stracie
Rozumiem, o czym piszesz. Pamiętam chwile z dzieciństwa; zima, moje urodziny i najwspanialsze prezenty - książki. To była magia. Dziś z takich prezentów cieszę się tak samo. Na szczęście!
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki i mam ich dużo. Zawsze boli gdy komuś je porzyczam a potem nie mogę odzyskać. Doskonale Cię rozumiem i gratuluję takich znajomych którzy oddają... Bardzo podobają mi się ilustracje, nie znam tej książki ale bardzo ciekawie ją przedstawiłaś spróbuję więc poszukac jej w antykariatach.
OdpowiedzUsuń