Obserwatorzy

czwartek, 30 czerwca 2011

Konewka, czyli mój kolejny "skarb" z odzysku

Kiedy zaczęły się czerwcowe upały pomyślałam, że przydałaby mi się konewka do podlewania roślin, które hoduję w donicach na moim warszawskim balkonie. Ledwo pierwsza myśl moja ustąpiła miejsca drugiej, że czym prędzej należy udać się do jakiegoś marketu ogrodniczego, gdy przechodząc obok osiedlowego śmietnika zobaczyłam, że ktoś wystawił obok niepotrzebną polewaczkę. Popatrzyłam, czy przypadkiem nie jest dziurawa i ponieważ była cała no to ją wzięłam. Może nie wszystkim z Was to się to spodoba, ale ja nie widzę w tym nic złego. Konewka była taka zwykła, zrobiona z blachy cynkowej. Wyczyściłam ją i zaczęłam używać.Oj, jaka ja byłam szczęśliwa, że nie muszę już wydeptywać ścieżek, biegając między kuchnią a balkonem  z butelką. A teraz kiedy zaczęły się wakacje i mam więcej czasu postanowiłam ją troszkę odnowić.   Już nie jest szara, tylko bardzo kolorowa i taką ja bardzo lubię. Nie dość, że użyteczna, to jeszcze służy jako ozdoba balkonu.  I tak po raz kolejny dałam drugie życie jakiemuś starociowi. A oto główna bohaterka...









Ja ją bardzo lubię, a Wy?
 Dziękuję Wszystkim przemiłym osobom za odwiedziny w moim Zacisznym świecie i za ciepłe komentarze. 
Pozdrawiam słonecznie i cieplutko, po prostu wakacyjnie:)

środa, 29 czerwca 2011

Wielka szpula...

Mam w sobie duszę szperacza o czym mówię już chyba do znudzenia. Czasem kiedy wpadnie mi w oko jakiś staroć koniecznie muszę go mieć. Nie jestem jednak żadnym kolekcjonerem sztuki. Lubię rzeczy zwyczajne, proste,  takie które kiedyś służyły ludziom na co dzień.  Wczoraj buszowałam w zaprzyjaźnionym ”sekendhendzie” i dojrzałam starą, wielką szpulę.  Oczy mi się chyba do niej zaświeciły,  sprzedawca to zauważył  i zażądał całe 5 złotych polskich, które wetknęłam mu szybko do ręki. Złapałam mój skarb i  pobiegłam do domu, bo w głowie już kłębiły się myśli co z nią zrobię.  Robiłam do 1 w nocy. A o to co wyszło.

Tak szpula wyglądała zaraz po przyniesieniu do domu.



A tak wygląda teraz. Będę na niej trzymać wszystkie moje tasiemki koronkowe.











…i co o tym myślicie?  
Cieszę się z każdego  komentarza. Tym bardziej, że wszystkie są takie miłe i dodają energii do pracy . Wasze odwiedziny w moim Zaciszu sprawiają mi wiele radości.  Jeśli tylko więc ktoś ma ochotę, to proszę się rozgościć.  Cieplutko pozdrawiam:)

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Wycieczka na Łysiec

W zeszły piątek zabrałam Janka i jego kolegów Warszawiaków (sztuk 2) na wycieczkę na Łysiec. To drugie co do wysokości wzniesienie w Górach Świętokrzyskich, zwane również Łysą Górą lub Świętym Krzyżem.
Ma całe 595 m n.p.m., ale warto tu wejść bo z punktu widowkowego przy dobrej widzialności roztacza się piękny widok na przedpole G.Świętokrzyskich.





Można tu też podziwiać gołoborze, czyli rumowisko skalne powstałe wskutek rozpadu kwarcytów budujących wysoką niegdyś grań Łysej Góry. Wierzchołek góry otoczony jest kamiennym wałem o długości ok.1,5 km i wysokości do 2m. Wał ten jest pozostałością po pogańskim ośrodku kultowym datowanym na VII-IXw n.e.  Był on przyczyną powstania legendy o zlotach czarownic na Łysej Górze.




Obecnie na szczycie znajduje się opactwo benedyktyńskie załozone w XI wieku. Od XIV wieku przechowywane są tu relikwie Świętego Krzyża, od którego góra przyjęła nazwę. 
Na wierzchołku zbudowano też betonową wieżę telewizyjną. Potrzebna, ale chyba nie dodaje uroku krajobrazowi tej części Łysogór.



Weszliśmy na Łysiec piękną asfaltową drogą, a sprowadziłam chłopców szlakiem biegnącym po drugiej stronie stoku, który schodzi do Nowej Słupi. Miejscowość słynie z Dymarek Świętokrzyskich, imprezy w czasie, której można poznać starożytny sposób wytopu żelaza. W G.Ś. znaleziono liczne, dobrze zachowane dymarki z IV-V w.  Najwięcej piecowisk było właśnie w Nowj Śłupi. Tutejsza ludność utrzymywała wówczas szerokie kontakty handlowe, o czym świadczą znalezione w pobliżu piecowisk monety rzymskie.
Wzdłuż całej trasy ciągnie się Droga Krzyżowa.


Takie trochę może to zestawienie na końcowym slajdzie mało udane, ale w tej okolicy kult pogański miesza się z chrześcijańskim. A czarownica to obecnie symbol regionu świetokrzyskiego. Co nie wszystkim sie podoba. Ja osobiście bardzo lubię naszą czarownicę.
 Tyle króciutko na dziś bo muszę odlecieć do kuchni szykować towarzystwu śniadanie. Pozdrawiam cieplutko i zapraszam w moje ukochane góry.

piątek, 24 czerwca 2011

Zaciszne zwierzaki

Pobyt w Zaciszu zawsze dobrze na mnie działa, dostaję takiego turbo doładowania i chęć do pracy jest tu we mnie wielka. Czasami tylko wpadam w panikę, czy zdążę ze zrealizowaniem wszystkich swoich pomysłów. Zacznę od tego, że pozazdrościłam dziewczynom różnych szydełkowych zwierzaków i postanowiła spróbować swoich sił w tej materii. I tak oto powstało to coś.




Miał być  pies. Kiedy skończyłam swoje dzieło stwierdziłam, że chyba psa to ten stwór nie bardzo przypomina. Ale jest, siedzi na sofie, wlepia we mnie swoje gałki oczne i zdaje się pytać, "...i co ja robię tu?" Chyba był to pierwszy i ostatni popełniony przeze mnie zwierzak. Nie bardzo mam cierpliwość i wyobraźnię do tworzenia takich stworów.
A stworów w Zaciszu jest więcej i to żywych. Wczoraj rano dokonałam pierwszego porannego obchodu po moim ogrodzie. Tak jak lubię z kubkiem kawy w ręku, w ciszy kiedy jeszcze wszyscy śpią. I oto kogo spotkałam.





Mieszkańcy resztek oczka wodnego, które po zimie nadaje się tylko do rekultywacji. Folia pękła i wody zostało tylko trochę na dnie, ale tyle wystarczy by kwitło tu życie. A jakie kumkanie wieczorem odchodzi. Siedzę na tarasie i wsłuchuję się w nie z przyjemnością. Późnym wieczorem w świetle ulicznej lampy zobaczyłam też innego gościa w pobliżu Zacisza. Przez ulicę przebiegła kuna. Zatrzymała się, chwilę na mnie popatrzyła i zniknęła u sąsiada w ogródku. Takie bliskie spotkania bardzo lubię. Ten żuczek to tak dokładkę bo sfotografowany w lesie.
A na koniec ładne kwiatki z Zacisznego ogrodu.




Pozdrawiam Wszystkich, którzy tu zaglądają i z całego serca dziękuję za wszystkie komentarze iciepłe słowa. Cieszę się, ze jesteście ze mną:)))

niedziela, 19 czerwca 2011

Chwile kradzione





Ukradłam parę chwil , z tych przeznaczonych na pracę papierkową,by wyrwać się na spacer po "Zacisznym" ogrodzie. Mimo ostatnich suchych dni jest zielono i pięknie. Chociaż żal, że niektóre kawiaty już przekwitły. Zajrzyjcie razem ze mną do najładniejszych zakątków mego ogródeczka. 







Chciałam raz jeszcze zaprezentować moją nalewkę miętową. Teraz w butelce, którą zrobiłam bardzo szybko, może trochę nawet za szybko, ale specjalnie na ten napój. Nie jest zbyt dokładnie wykonana, ale i tak cieszy oko stojąc na moim ulubionym kredensie.




Chociaż dziś pochmurno, życzę Wszystkim, którzy tu zajrzą  pogodnego cieplutkiego dnia, co dnia. Pozdrawiam:)

niedziela, 12 czerwca 2011

Pomarańczowo

Coś mi te pomarańcze zaszumiały w głowie. Najpierw motyw do decu a teraz nie mogłam sobie odmówić zakupu cytrusowej rośliny. Chodząc po sklepie ogrodniczym podziwiałam różne roślinki, ale cały czas kusiły mnie pomarańczowe owoce wychylające swe główki spośród zielonych listków. No i uległam w końcu pokusie. Niestety na duży egzemplarz nie było mnie stać. Te największe kosztowały 450 złotych. Ale mój akurat taki na okienny parapet ,to jeszcze wydatek do przeżycia. O 50 złotych lżejsza wróciłam bardzo szczęśliwa do domu. Mój cytrusik już stoi w kuchni na parapecie obok korytka. Mam nadzieję, że będzie rósł i rósł i owocował i cieszył moje oczy.








Niech Wam pomarańczowe słonko mocno dzisiaj świeci. Pozdrawiam i z góry dziękuje za wpisy wszystkim do mnie zaglądającym. Miłej i spokojnej niedzieli życzę.