Kiedy zaczęły się czerwcowe upały pomyślałam, że przydałaby mi się konewka do podlewania roślin, które hoduję w donicach na moim warszawskim balkonie. Ledwo pierwsza myśl moja ustąpiła miejsca drugiej, że czym prędzej należy udać się do jakiegoś marketu ogrodniczego, gdy przechodząc obok osiedlowego śmietnika zobaczyłam, że ktoś wystawił obok niepotrzebną polewaczkę. Popatrzyłam, czy przypadkiem nie jest dziurawa i ponieważ była cała no to ją wzięłam. Może nie wszystkim z Was to się to spodoba, ale ja nie widzę w tym nic złego. Konewka była taka zwykła, zrobiona z blachy cynkowej. Wyczyściłam ją i zaczęłam używać.Oj, jaka ja byłam szczęśliwa, że nie muszę już wydeptywać ścieżek, biegając między kuchnią a balkonem z butelką. A teraz kiedy zaczęły się wakacje i mam więcej czasu postanowiłam ją troszkę odnowić. Już nie jest szara, tylko bardzo kolorowa i taką ja bardzo lubię. Nie dość, że użyteczna, to jeszcze służy jako ozdoba balkonu. I tak po raz kolejny dałam drugie życie jakiemuś starociowi. A oto główna bohaterka...
Ja ją bardzo lubię, a Wy?
Dziękuję Wszystkim przemiłym osobom za odwiedziny w moim Zacisznym świecie i za ciepłe komentarze.
Pozdrawiam słonecznie i cieplutko, po prostu wakacyjnie:)