Ferie, ferie i po feriach. Trzeba przestawiać się na inne tory. Póki co w głowie mam jeszcze piękne zimowe krajobrazy górskie.
Trzeba przyznać, że zima w górach jeszcze mocno się trzyma. Warunki do szusowania na nartach doskonałe. Jeśli oczywiście ktoś lubi. Mnie na ten rok wystarczy. Z piersi wyrywa sie coraz częściej okrzyk - Wiosno, przybywaj!
Cudownie było dotrzeć do "Zacisza" gdzie już prawie wiosenne nastroje (przynajmniej wewnątrz, bo w ogrodzie to nie bardzo). Ale kiedy zmęczona doczłapałam sie do sypialni i zobaczyłam czekającego na mnie uśmiechniętego wiosennego pajaca od razu zrobiło mi się ciepło na sercu i pomyślałam - już niedługo napewno zawita..
Czekając na nią poopowiadam Wam trochę o moich skarbach, czyli starych wyszukanych w różnych miejscach przedmiotach. Dzisiaj krótko o pewnym pierścionku.
Wpadłam kiedyś na szybki rekonesans do pobliskiego "sekendhendu", ponieważ nic ciekawego nie znalazłam mknęłam już w stronę drzwi, kiedy zatrzymałam się na chwilę przy koszyku z tzw. badziewiem pełnym jakiejś tandetnej biżuterii. I nagle moj wzrok przyciągnęly czerwone oczka. Wygrzebałam pierścionek i zaczęłam mu się przyglądać. Stan opłakany, brudny , pokryty nalotem. Cena 1 zł.
OK pomyślałam, fajny. Jednak ponieważ mam uczulenie na nikiel chciałam sprawdzić co to za metal. A tu niespodzianka, spod nalotu wyłonił sie napis SILVER. Okazało sie, ze robota fachowa, a kmyczko to rubinki. Zrobiłam parę zdjęć. Czy podoba się Wam?
Dla mnie to mój mały "archeologiczny" skarb.