Tak to ze mną jest, albo piszę rzadko, albo jak wpadnę w trans to zbyt często. Ale jak coś zrobię to trudno mi to zostawić na potem. Śmiać mi się chce samej z siebie, a rodzina czasem puka się czółko albo załamuje ręce, twierdząc, ze ze mną to trudno będzie niedługo cokolwiek wyrzucić do śmieci. Oczywiście przesadzają bo sama wiele rupieci wyrzucam, ale jak coś da się przerobić to czemu nie. Tato ostatnio trzymał kawałek starej, zniszczonej pilśni w ręku z zamiarem pocięcia jej na opał, a ja na jej widok tylko zawołałam: "Oj, ale fajna!", złapałam i pobiegłam do domu. A tam dość szybko ( niestety przez to nie dokładnie, ale czasem tak mam jak się zbyt napalę) zrobiłam obrazek dla Janka. Serwetkę z pięknym kocim motywem dostałam od Joasi. Asiu dziękuję Ci bardzo. Janek polubił cała tę kocią ferajnę.
Obrazek wygląda jak wyciągnięty z lamusa. Ostatnio spodobało mi się robienie drucianych uchwytów do wieszania. Drucik cienki, łatwo zawinąć na ołówku a'la sprężynkę dla ozdoby (jak powyżej). Obrazek wisi w holu, tak że od wejścia goście widzą, że w tym domu, kochamy koty. Pozdrawiam cieplutko. Buziaki. Ania :)))